Szare ściany, szare kanapy, szare zasłony i dodatki w odcieniach betonu – kiedyś to był hit. „Millennial gray” zawładnął Pinterestem i Instagramem, a mieszkania w tym stylu wyglądały jak z katalogu. Ale teraz? Coraz częściej zamiast zachwytu pojawia się ziewanie. Jeżeli wnętrze w stylu „millennial gray” zaczyna cię przytłaczać, ale nie masz ochoty na generalny remont – spokojnie. Są cztery proste zmiany, które potrafią zdziałać cuda.
Czym właściwie jest „millennial gray”?
Trend „millennial gray” to królestwo szarości – od chłodnych, niemal srebrnych odcieni po ciepłe, gołębie tonacje. Do tego proste formy, minimalistyczne meble i bardzo mało kolorów. Przez lata był synonimem elegancji i „dorosłego” urządzania mieszkań – nic dziwnego, że pokochało go całe pokolenie trzydziestolatków.
Zobacz także:
Ma swoje zalety – szarość jest uniwersalna, łatwa do zestawienia z innymi barwami i daje poczucie porządku. Ale jest też druga strona medalu: zbyt dużo szarości może sprawić, że wnętrze wyda się zimne, nijakie i po prostu nudne. A przecież chodzi o to, żeby mieszkać tam, gdzie czuć życie.
Tekstylia i dodatki, które ożywiają wnętrze kolorami
Najprostszy i najszybszy sposób, żeby dodać energii do szarego wnętrza, to wymiana tekstyliów. Kilka poduszek w intensywnych kolorach – zgaszona terakota, musztarda, butelkowa zieleń albo nawet fiolet – może całkowicie odmienić charakter pomieszczenia. Do tego koc w kontrastowym odcieniu albo wzorzysty dywan i już robi się ciekawiej.
Jeśli nie lubisz zbyt jaskrawych akcentów, wybierz pastele albo kolory ziemi – one też potrafią przełamać monotonię, a przy tym nadal będą współgrać z bazową szarością. Możesz też dorzucić kilka nowych wazonów, świeczników albo ram na zdjęcia – to detale, ale robią różnicę.
fot. KatarzynaBialasiewicz/Getty Images
Obrazy przyciągające wzrok i rośliny pełne życia
Nie trzeba od razu inwestować w dzieła sztuki – wystarczy kilka dobrze dobranych grafik, plakatów albo obrazów. Może to być coś kolorowego, może abstrakcja, a może zdjęcia z podróży w dużych ramach. Chodzi o to, żeby wzrok miał na czym zawisnąć. I o to, żeby zawieszone rzeczy nam się podobały. Świetnie sprawdzają się też galerie ścienne – kilka różnych prac w różnych formatach, ale w spójnej estetyce, to patent, który wnosi życie i osobowość do wnętrza. I nie, nie trzeba mieć „artystycznego oka”, wystarczy trochę odwagi.
Nic tak nie ożywia szarego wnętrza jak zieleń. Rośliny nie tylko dodają koloru, ale też przytulności i naturalnego klimatu. I nie chodzi tu tylko o modne monstery – każdy kwiat, który lubisz i o który możesz zadbać, będzie dobrym wyborem. Możesz stworzyć zielony kącik, powiesić kwiaty na makramowych kwietnikach albo postawić kilka doniczek na parapecie. Wnętrze od razu zaczyna „oddychać” i przestaje wyglądać jak showroom.
Światło ma znaczenie – więcej ciepła i klimatu
Jedna lampa sufitowa z chłodnym światłem może sprawić, że całe wnętrze będzie wyglądało na smutne i nieprzyjazne. Dlatego warto dodać kilka źródeł światła – lampki stołowe, kinkiety, świece – wszystko, co daje ciepłe, miękkie światło. Niech to będzie oświetlenie „warstwowe”, czyli różne punkty świetlne w różnych miejscach pokoju. Dzięki temu wieczorem zrobi się przytulnie, a szarość przestanie być problemem.
fot. TG23/Getty Images
„Millennial gray” nie musi iść w odstawkę. Wystarczy kilka drobnych kroków, żeby wnętrze znowu zaczęło cieszyć oko. Tekstylia, obrazy, rośliny i dobre światło – cztery zmiany, które potrafią tchnąć życie w najbardziej zachowawcze szarości. I co najlepsze – to wszystko bez wielkiego remontu, hałasu i wywracania mieszkania do góry nogami.